Oppenheimer: Przerost formy nad treścią

(Bardzo) subiektywna recenzja

​Świetnie poznaliśmy już styl Christophera Nolana: zabawa czasem, chaotyczny scenariusz i skonfundowana widownia - to jego znaki rozpoznawalne. Nie inaczej jest w przypadku Oppenheimera, gdzie reżyser sięgnął po sprawdzone i pewne karty, którymi aktorzy zagrali mistrzowskiego pokera.


​Właśnie obsada hitowej produkcji jest jej największą zaletą. Uczuciami przewodnimi są strach i stres. Nie było więc lepszego człowieka do roli tytułowego doktora niż Cillian Murphy. Szósty film, czyli doskonała znajomość umiejętności aktorskich Irlandczyka przez Nolana czyni z Murphy'ego prawdziwego króla ekranu. Reżyser wycisnął bowiem najlepsze cechy z aktora i przelał je na taśmę. Nie gorzej sprawili się Robert Downey Jr czy Florence Pugh. Ten pierwszy zaprezentował najlepsze przedstawienie roli drugoplanowej jakie pamiętam. RDJ jest geniuszem i nie jest to nowa informacja, ale to w Oppenheimerze zaprezentował się z profilu, który na długo zapamiętam. Angielka zaś skradła show pokazem uczuć. Problematyka jej postaci to temat na osobny artykuł. Pugh dała radę w swoim niedługim czasie ekranowym pokazać, że jej postać ma głębię większą niż się na pierwszy rzut oka wydaje.

 

Oppenheimer: Obiecanki-cacanki.

​Zawiodłem się na stosunku rzeczy zapowiadanych, do rzeczy dostarczonych przez reżysera. Wmawiano nam, że film nagrany na taśmie 70 mm najlepsze wrażenia wywrze tylko na największych ekranach IMAX, tymczasem większość scen odbywa się w pomieszczeniach. Chyba nie muszę mówić, że możliwości IMAX w takich scenach są jak zwierzę w klatce. Na palcach jednej ręki mogę zliczyć momenty, które otworzyły mi oczy trochę szerzej. Wszystkie odbywały się na pięknych, trawiastych wzgórzach. Miało być gorąco i miało być przerażenie. Nolan twierdzi, że CGI nie jest w stanie nas przestraszyć - nie był nas w stanie również zaniepokoić wybuch zaprezentowany w samym filmie, zainscenizowany bez użycia tej właśnie technologii. Eksplozja nie robi oczekiwanego wrażenia - jest chwila światła, jest huk i... jest po wszystkim. Nie wiem jak inni, ale ja wolałbym zobaczyć całkowicie sztuczny wybuch, który wyrzuciłby mnie z kinowego fotela. Zdaje się, że ktoś musi przekazać Brytyjskiemu reżyserowi, że dobrze zrobione CGI mylone jest często z realizmem.


​Nie mam nic do zarzucenia pod względem poprawności historycznej. Nie posiadam wielkiej wiedzy na temat historii Projektu Manhattan, ale opinie ekspertów są podobne — film jest godnym jej przedstawieniem. Niewielka ilość faktów, które znałem, również zgadzała się z tym, co napisał Nolan.


​Dzieło jak najbardziej mogło podobać się zarówno młodszym, jak i starszym. Jak widać po mediach społecznościowych, Barbenheimer zdominował scenę memiarską i format shorts. Za negatywny uważam jednak wpływ owej popkulturowej otoczki na ocenę filmu. Moim zdaniem, przy wystawianiu stopnia powinniśmy brać pod uwagę jedynie to, co widzimy od wejścia na salę kinową do napisów końcowych.


​To było udane lato na salach kinowych, co tylko napawa mnie pozytywną nadzieją na nadchodzące lata. Odkrywamy coraz to nowe techniki i tajniki magii filmowej, które w przyszłości zapewnią nam jeszcze bardziej immersyjne doświadczenia. Jak pokazuje Oppenheimer filmy zmierzają ku gigantyzmowi i osobiście bardzo na to liczę. Ekrany kinowe muszą być większe, a filmy piękniejsze - taki postęp każdy widz przywita z otwartymi ramionami.


Oppenheimer: Przerost formy nad treścią
Tomasz Zapaśnik 27 lipca 2023
Udostępnij ten artykuł