Ekrany bez granic: zmieniające się oblicze kinematografii wobec mowy nienawiści

Krótka analiza i wnioski

​Przeciwdziałanie mowie nienawiści to od zawsze gorący temat, który znajduje swoich dyskutantów po obydwu stronach barykady. Niektórzy powiedzą, że równa się ona wolności słowa i jest niesłusznie nazywana nienawistną. Według przedstawicieli skrajnie prawego skrzydła politycznego, jedyną słusznością jest to, co znają, a wszystko inne jest niepoprawne i wprowadza chaos. Wartości tradycyjne są dla nich ponad wszystko. Przykładami mogą być według nich - nieznana religia, rasa, pochodzenie etniczne, czy też tożsamość psychoseksualna. Sprzeciwiają się temu przedstawiciele lewicowego ugrupowania, sądzący, że wraz z potrzebnym światu postępem idzie zmiana, którą trzeba przyjąć z otwartymi ramionami. W ciągu ostatnich lat nasiliło się wspieranie i popularyzowanie przez lewicowców poprawności politycznej, która zawiera się coraz częściej w dziełach kulturowych.


​Konflikt przeniósł się na wszystkie obszary sztuki, szczególnie filmową i muzyczną. Skupić chciałbym się na problemie w świecie kinematografii, bo moim zdaniem to na ekranach najbardziej jest widoczna walka z mową nienawiści.


​Kino zawsze było w większości białe. W latach dziesiątych dwudziestego wieku filmy zaczynały być mainstreamowe w Ameryce, a Afroamerykanie byli wciąż uznawani za rasę gorszą przez dużą część społeczeństwa przewodzącemu filmowej gorączce, przez co filmy były obsadzane w przytłaczającej większości białymi aktorami. Moim zdaniem to właśnie przez ten pattern wydaje się dzisiaj hejtującym widzom, że załoga filmu złożona z przedstawicieli różnych ras czy wyznań jest wymuszona i dobierana specjalnie, by przypodobać się określonej grupie odbiorców.


​Zaobserwowałem, że największy hejt dotyczy produkcji wzorowanych na lekturach osadzonych w świecie fantastycznym. Powoduje to pewnego rodzaju paradoks, bo świat wykreowany nie jest ani czarny, ani biały. Świetnymi przykładami będą dwie świeże produkcje - „Wiedźmin” (prod. Netflix) oraz „Pierścienie Władzy” (prod. Amazon). Wzorowane na lekturach osadzonych w światach wyimaginowanych, prezentują obsadę różnorodną pod każdym kątem. Nie byłby to na pewno tak duży problem, gdyby nie sentyment widzów do ekranizacji tych dzieł z poprzednich lat, również w formie gier komputerowych.


​W sentymentalnym podejściu do sztuki nie ma nic złego do momentu, w którym nie zaślepia nam ono spojrzenia na nowe dzieła.


​Czy Wiedźmin produkcji Telewizji Polskiej, czy gra CD Projekt Red cechują się obsadą w 99% białą, do czego widzowie się przyzwyczaili, polubili, a teraz boją się postępu, uznając to za coś nienaturalnego. Abstrahując od tego jak Netflixowska ekranizacja historii napisanej przez Andrzeja Sapkowskiego jest zła fabularnie i niektóre postaci nie odpowiadają temu jak opisywał je autor, nie wspominał on o kolorze skóry czy też orientacji większości z nich. Myślę, że dopóki autor czegoś nie opisał, kwestia pozostaje otwarta - szczególnie, że mamy do czynienia z krainą fantastyczną, w której wszystko jest możliwe. Inne wnioski wyciągam, jeżeli chodzi o kolor włosów, oczu, charakterystykę danej postaci czy jakiekolwiek aspekty, które Sapkowski, czy dowolny inny twórca danego pierwowzoru precyzyjnie opisywał - te powinny pozostać takie, jak zostały przez niego wymyślone.


​Identycznie podchodzę do sprawy tworu od Amazona. Widownia zakochana w filmowej trylogii Petera Jacksona nie dopuszcza myśli o tym, że idea innego studia na adaptację owego świata może być inna. Pozwolę sobie nie wspominać o podejściu Amazona do poszanowania tekstu źródłowego, bo miało być bez mowy nienawiści.


​Wnioski są dość proste i przewidywalne - nauczmy się akceptować postęp, rozpowszechniajmy go w zdrowy sposób, szanując przy tym materiał źródłowy. Dyskutując o serialu/filmie skupmy się na wartości fabularnej jaką ze sobą niesie, na grze aktorskiej, scenografii czy muzyce, a nie na kolorze skóry czy orientacji seksualnej aktorów. Pamiętajmy za co kochamy kino - w moim przypadku za wiadomość jaką są w stanie przekazać nam przez ekran aktorzy i świat do jakiego możemy się na dwie czy trzy godziny czasu ekranowego przenieść. Mowa nienawiści zostanie z nami dopóty, dopóki zostaną z nami ludzie nieświadomi.



Ekrany bez granic: zmieniające się oblicze kinematografii wobec mowy nienawiści
Tomasz Zapaśnik 15 lipca 2023
Udostępnij ten artykuł